czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 6

Lea's POV

Po jakiś dwudziestu minutach znalazłyśmy się pod domem Ashley. Od kiedy pamiętam robił on na mnie olbrzymie wrażenie i za każdym razem, gdy go widziałam zapierał mi dech w piersiach. Przed nim znajdował się olbrzymi podjazd, na środku którego stała jasna fontanna, zwykle wyłączana jesienną porą. Obecnie leżało w niej trochę brązowych liści.

Wchodząc do środka od razu zrobiło mi się trochę cieplej. W domu Ashley zawsze tak pięknie pachniało i było tak czysto.
-Jesteśmy! - krzyknęła w progu i po chwili pojawiła się jej mama z uśmiechem na twarzy, trzymając na rękach 5-letnią siostrę przyjaciółki, która odwróciła nieśmiało główkę patrząc za plecy mamy.
-Od kogo taki piękny bukiet? - powiedziała kobieta podchodząc do nich i pochylając się by je powąchać. Ashley spojrzała na mnie niepewnie nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Przecież same nie wiedziałyśmy od kogo on jest.
-Emm.. od kolegi.
-Oh, tak? Od którego? - już mi się nie spodobało, że mama Ashley zaczęła drążyć ten temat. Ashley wyglądało na nieco zmieszaną.
-Od takiego jednego, nie znasz.
-No wiesz, takich róż nie dostaje się bez okazji.
-Co na obiad mamo?
Dało się wyczuć w głosie przyjaciółki zdenerwowanie, nie dziwię się. Sama byłabym już tą całą sytuacją zmęczona i zdenerwowana.
-Spaghetti, powinno być gotowe za godzinę. - odpowiedziała odkładając dziewczynkę na podłogę. Ta szybko schowała się za jej nogami.

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 5

Ta lekcja bardzo mi się dłużyła. Cały czas czułam w środku jakieś nerwy z powodu sytuacji, która zaszła i nie mogłam się skupić. Pstrykałam z nerwów długopisem i rozglądałam się po klasie. Nie znałam Alex za dobrze, ale czułam, że się jej bałam. W każdym razie denerwowało mnie jej zachowanie. To, że jest taka bogata nie czyni z niej lepszej. Odwróciłam się, by spojrzeć na nią. Zrobiła do mnie groźną minę i zmarszczyła oczy. Czułam, że mam u niej przechlapane do końca liceum. Odwróciłam się ponowne by spojrzeć na Harrego. Patrzył na mnie. Jego zielone oczy się we mnie wpatrywały. Uniosłam jedną brew, a on szybko spojrzał na tablicę. O co mu chodzi?


***


Rozbrzmiał dzwonek. Wszyscy zaczęli się pakować. Zgarnęłam swoje książki do torby. Zauważyłam, jak nauczycielka wzywa Harrego palcem do biurka. Marcel i Ashely czekali na mnie przy drzwiach, a ja złapałam za pasek od torby i udałam się w ich stronę.
- Lea, podejdź tu na chwilkę! – Usłyszałam za sobą głos nauczycielki. Machnęłam ręką, aby przyjaciele nie czekali na mnie.
Podeszłam do nauczycielki, obok której stał również Harry.
- Słucham?
- Ty dobrze radzisz sobie z matematyką. – stwierdziła kobieta. – Wytłumacz Harremu ostatnie tematy. Musi nadrobić zaległości.
Poczułam jak gorąco uderza mi do głowy, mam nadzieję, że w rzeczywistości nie dałam po sobie poznać, że nie chcę spędzać z tym chłopakiem ani chwilii.
- Ale proszę pani… - powiedziałam głosem sprzeciwu. Harry parsknął śmiechem. Zmierzyłam go spojrzeniem.
- Bez żadnego ale! Lea, nie mogę liczyć na nikogo innego.
- Jestem zajęta w ten weekend. - starałam się jakoś tego uniknąć, więc zaczęłam zmyślać. Czemu akurat ja? Czemu akurat musiało paść na mnie? Czy jestem jedyną osobą na tej ziemi, która ma takiego pecha?
- Postawię ci za to piątkę na koniec.
Wywróciłam oczami. Potrzebowałam tej piątki, aby dostać się do wymarzonego uniwersytetu. Tak jak Ashton.
- Dobrze – powiedziałam zrezygnowana. Czułam na sobie jego spojrzenie. Kobieta się ucieszyła, a jedyne co ja chciałam zrobić to zapaść się pod ziemię. Nie ukrywam, że wstydziłam się Harrego i nie wiedziałam jak się przy nim zachowywać. To spotkanie będzie bardzo krępujące, a ja w dodatku jestem nieśmiałą osobą. Pospiesznie wyszłam z klasy. Nie chciałam stać tam ani chwili dłużej. Idąc korytarzem poczułam jak ktoś złapał mnie za nadgarstek. Zatrzymałam się i odwróciłam będąc pewna, że to Ashley albo Marcel, ale za sobą zobaczyłam Harrego. Trzymał moją zimną dłoń. Moje serce dosłownie stanęło mi w gardle, gdy jego zielone oczy głęboko wpatrywały się w moje. Wdawało mi się, że jego dłoń jest przynajmniej dwa razy większa od mojej. Harry powoli zbliżył się do mojego ucha i szepnął:
- To widzimy się w ten weekend.

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 4

Gdy bicie mojego serca wróciło do normy postanowiłam wstać. Zachwiałam się i szybko oparłam się o konar choinki. Czułam jaka byłam osłabiona, ale nie chciałam czekać. W każdym momencie mógł wyskoczyć zza drzewa i mnie zabić na miejscu. Po śmierci Elen nic nie było już takie samo, ale teraz byłam już pewna kto tego dokonał. Szłam przed siebie. Nie wiedziałam, gdzie jestem i jak duży jest ten las. Chciałam tylko z niego wyjść. Głowa nadal bolała, ale plusem było to, że się rozjaśniało. Tak jak jeszcze 20 minut temu nie było nic kompletnie widać, tak teraz niebo nabrało o jeden odcień jaśniejszej barwy. Nie wierzyłam w to, co zobaczyłam. Dom. Lampa uliczna. To zmotywowało mnie by szybciej iść. Gdy doszłam otworzyłam furtkę i weszłam na podwórko pod drzwi. Jedyne czego potrzebowałam to pomocy.




Lea's pov
Zawiązałam sznurówki od butów, chwyciłam za butelkę wody i otworzyłam drzwi domu. Słońce mocno zaświeciło mi w oczy, ale poczułam po chwili lekki podmuch wiatru, który zerwał niektóre liście z drzew, a te upadły na soczysto zieloną trawę. Jesień powoli się zbliżała. Uwielbiałam taką pogodę, gdyż była ona idealna na bieganie. Każdego ranka postanowiłam biegać przed szkołą. Chciałam dzięki temu odreagować, przemyśleć niektóre sprawy i przede wszystkim zachować kondycję. Moja trasa biegu była zawsze taka sama. Nie za długa, żebym zdążyła wrócić do domu przed szkołą i wziąć prysznic. Przebiegałam właśnie przez skrzyżowanie. Na ulicy o tej porze nie ma jeszcze takiego tłoku jak w godzinach szczytu. Skręciłam w lewo i mijałam zamkniętą  uliczkę na której toczy się nocne życie, jednak w dzień wygląda nieco mizernie. Znajdowało się bowiem na niej parę kawiarni, pubów, a nawet klub, otworzony całkiem niedawno dla tutejszej młodzieży. Po chwili skręciłam w największy i najładniejszy park w okolicy. Był bardzo zadbany i czysty, a w jego środku znajdowało się olbrzymie jezioro, w którym pływały łabędzie. Usiadłam na jednej z ławek by trochę odsapnąć i się napić. Po chwili usłyszałam głos za mną.
-Mogę łyka?
Odwróciłam się i zobaczyłam blondyna  siadającego obok mnie na ławce. Czułam, że moje serce stanęło, gdy na niego spojrzałam. Kojarzyłam go. Należał do grupy 5 niebezpiecznych huliganów z naszej szkoły, przed którymi każdy mnie ostrzega. Zastanawiałam się nad szybką ucieczką, ale pokazałabym mu moją słabość i to, że się go boję. Dałam mu moją butelkę lekko przestraszona. Zaczął pić wodę dużymi łykami z zamkniętymi oczami. Widać, że był bardzo spragniony, kropelki potu błyszczały na jego czole. Czułam, że go tym uratowałam.

poniedziałek, 21 lipca 2014

Rozdział 3

Wydałam z siebie głośny pisk, a świat przed oczami zaczął mi wirować. Ten ktoś szybko zasłonił mi usta dłonią, żeby powstrzymać kolejne piski. Moje serce prawie wyskoczyło z klatki piersiowej.
-Nie drzyj się tak! To tylko ja.
Zdecydowanie kamień spadł mi z serca i poczułam ulgę, gdy tylko usłyszałam głos Ashley. Poczułam ulgę, a jednocześnie się we mnie gotowało. To  chore co jakiś idiota z nami wyprawia. Wyrwałam jej dłoń zakrywającą moje usta.

-Ja już mam tego serdecznie dosyć! To jest jakaś paranoja! Zaraz to załatwię! - powiedziałam i już zaczęłam otwierać drzwi i wychodzić na dwór, jednak Ashley mnie zatrzymała.
-Mądra jesteś?! A co jak to jest jakiś zboczeniec albo morderca!
-Nie obchodzi mnie to. - dodałam oschłym tonem.
-Lea, proszę, schowajmy się w łazience...

***
Nie wiem, która już minuta minęła jak siedziałyśmy w łazience. Ash siedziała na wannie i obgryzała paznokcie z nerwów nasłuchując każdego, najmniejszego odgłosu z poza łazienki. Ja siedziałam na toalecie i tylko modliłam się, by jak najszybciej stąd wyjść. Na dworze panowała zupełna cisza, było ciemno. Przez małe uchylone okienko w łazience wpadało światło księżyca, które trochę oświetlało podłogę i kran. Od małego bałam się ciemności i najchętnej zapaliłabym teraz tu światło.
-Pewnie on już pojechał... Ashley, wyjdźmy stąd. - zaproponowałam spoglądając na przyjaciółkę.
-Nie mamy stu procentowej pewności.
-Ale minęło już z pół godziny, jest cisza jak makiem zasiał. Wyjdźmy stąd.
Nagle Ashley złapała mnie za rękę nadal siedząc na wannie.
-Ciiii, słyszałaś to?

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 2

Lea's POV
Zapadał zmierzch, gdy wróciłyśmy do domu.Otworzyłam drzwi z klucza. Mój dom był mały, skromny, ale bardzo przytulny. Od kiedy się urodziłam, do teraz praktycznie nic się tu nie zmieniło. Na szczęście mama dbała o wszystko tak, by remont nie był potrzebny. Drobne naprawy wykonywał czasami Ashton. Jedyny pokój, który wymagał remontu był moim pokojem. Myślałam, że Ash mi w tym pomoże, ale on wyjechał. Co oznacza kolejny miesiąc męczenia się z odpadającą tapetą i skrzypiącym łóżkiem.
- Jesteśmy! – krzyknęłam od progu, przepuszczając Ashley w drzwiach.
- Witajcie, dziewczynki – mama złapała za chustkę i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia.
- Już wychodzisz, mamo? – spytałam, odprowadzając ją wzrokiem.
- Tak, dziś mam nocną zmianę w aptece. Wrócę koło północy. Obiad jest w garnku, wystarczy podgrzać. To pa, pa!
Zamknęła za sobą drzwi. Już odeszłyśmy, gdy nagle drzwi znowu się otworzyły.
– A, zapomniałabym! Przyszła jakaś paczka od ojca, Lea! Jestem ciekawa, jaki tym razem szajs ci przysłał!
Wskazała na niewielką paczkę i wybiegła szybko, trzaskając drzwiami.
- A swoją drogą, jak tam z twoim tatą? – spytała Ashley, siadając na kanapie. Chwyciłam paczkę i usiadłam obok.

Rozdział 1


-Powiedz mi, kogo z twojej rodziny mam zabić! Jedno imię. Możesz wybrać. - mówił głośno wbijając palce w kierownice. Jego kłykcie były aż jasne z wywieranego nacisku. Jechaliśmy z zabójczo silną prędkością. Był środek nocy, więc na autostradzie było bardzo mało aut. Łzy pokrywały całą moją twarz i z nerwów było mi na wymioty.
- Powiedz mi to jedno, pierdolone imię!
- Nie krzycz na mnie! Jesteś chory psychicznie! - pierwszy raz się odezwałam i szybko pożałowałam, gdyż z całej siły uderzył mnie w twarz. Odbiłam się głową o okno i przed moimi oczami zrobiło się ciemniej. Z ciężarem podniosłam dłoń i dotknęłam boku głowy. Spojrzałam na nią i ujrzałam na niej krew. Mocno się starałam by nie stracić przytomności. Wszystko wirowało przed moimi oczami a z boku słyszałam tylko jego głośny krzyk.
- To ty wybierasz kogo mam zabić. Wiem, gdzie mieszka twoja matka. Jak nikogo nie wskażesz to zabiję ją!
Jechał tak szybko każdej chwili mógł spowodować wypadek. Nie mogłam dłużej tego znieść. Nie wiedziałam, co robić, ale jedyną ostatnią deską ratunku było wyskoczenie ze samochodu. Nacisnęłam klamkę i wypchnęłam swoje ciało na zewnątrz. Poczułam silne uderzenie, a moje ciało z niesamowitą szybkością uderzało każdym kawałkiem o jezdnię. Usłyszałam pisk hamulców. Po tym co zrobiłam, wiedziałam, że nie mogę zaprzepaścić takiej okazji i mimo, że wpadłam do niskiego rowu resztkami sił zaczęłam biec dalej. Wbiegłam w las. Tak szybko, że praktycznie w ostatniej chwili omijałam konary wysokich choinek. Normalnego dnia bieganie o tej porze po lesie przez myśl by mi nie przeszło, ale teraz najważniejsze było, aby go zgubić. Pokonywałam strasznie duże odległości w szybkim tępie, zahaczając od czasu do czasu o jakieś krzaki i zarośla. Po pewnym czasie przestałam słyszeć jego wołanie za mną. Myślę, że go zgubiłam. Ukucnęłam pod drzewem nie mogąc złapać tchu. Jedyne co słyszałam to głośne dudnienie mojego serca.

*4 miesiące wcześniej*


Lea's POV
Pierwszy dzień szkoły.
Czemu te trzy wyrazy tak cholernie psują mi mój humor? A szczególnie ostatni. Czemu wakacje muszą zawsze mijać tak szybko, że zanim ja zacznę się dobrze bawić, to one się już kończą?

Dziś przed szkołą w moim domu dużo się działo. Mój starszy brat Ashton na miesiąc wyjeżdżał do uniwersytetu w drugiej części Anglii.  Nie będzie go cały wrzesień. Cieszę się, że się rozwija i będzie wyedukowany, ale będzie mi go bardzo brakować, jako starszy brat opiekował się mną i się o mnie troszczył. Gdy mama na całe dnie wychodziła do pracy to nie bałam się być sama w domu, bo byłam z nim. Ashton stał już z walizką przy wyjściu, gdy nagle mama zadała pytanie czy wziął ze sobą legitymację.
-O kurczę, zapomniałem najważniejszej rzeczy!
-Ty czasem mózgu nie zapomnij- zażartowała mama. - Lea, weź skocz po jego legitymację. Powinna być w kredensie.